Pomysł narodził się w zeszłym roku, po tym jak w grudniu 2010r. nasi znajomi - Agnieszka i Tibor - zapaleni cykliści (nie to co my - czysta amatorszczyzna) - wspomnieli, że po przepedałowaniu większości zakątków Europy, chcieliby zwiedzić na rowerach Bornholm.
Ponieważ Zuzia - nasza pięcio i pół letnia córeczka, odkąd skończyła półtora roku - póki co - co roku, w drugiej połowie sierpnia, wyjeżdża z dziadkami nad morze, my mamy 3-4 tygodnie "urlopu".
Tylko żeby nie było - z dzieckiem również spędzamy urlop. Dwutygodniowe wakacje zawsze są zarezerwowane dla córki.
Cztery lata temu (Boże, to już cztery lata!!!!), postanowiliśmy, że w tym czasie będziemy robić sobie tygodniowy urlop i sami będziemy wyjeżdżać na "drugi miesiąc miodowy". Czasem jest to poprzedzone "burzliwymi" negocjacjami co do celu podróży, ale w konsekwencji - udaje nam się zrealizować jedno z naszych marzeń.
Z powodu pewnych tzw. zdarzeń losowych (konkretnie, stanu zdrowia męża), ta wycieczka nie mogła się odbyć w zeszłym roku. Ale w tym roku - jedziemy okiełznać wyspę - na rowerach, pod namiot (ku zdziwieniu męża, że nie oponowałam - a wręcz nalegałam, że mój bagaż okazał się "miniaturowy") - ku zdziwieniu męża, że ja tak potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz